Co to daje? Teresie dało ulgę, doświadczenie odwagi w szczerości, poszerzyło samoświadomość. Zaobserwowała pewne prawidłowości – psychiczne nawyki – które nie zawsze jej służyły. I zaczęła je zmieniać.
Gdyby nie odgórne zalecenie konsultacji psychologicznej, wpisane w pewną procedurę medyczną – gdyby nie skierowanie od chirurg – nie spotkałybyśmy się z Teresą. Po raz drugi w swoim życiu przechodziła leczenie z powodu zachorowania na raka i po raz drugi użyła tych samych mechanizmów psychicznych do przetrwania. A oba zachorowania dzieliło kilkanaście lat.
Po raz drugi też w swoim życiu mogła stwierdzić, że leczenie onkologiczne było skuteczne.
– Nigdy nie zastanawiałam się, czy działania medyczne przyniosą pożądany efekt. To było oczywiste – wyraźna artykulacja, stanowczy, mocny tembr głosu podkreślają sens wypowiadanych przez Teresę słów. – Zachorowałam, więc poszłam do lekarza, bo on się zajmuje leczeniem. Zrobiłam, co należało. Kiedy zanoszę buty do szewca, też nie zadręczam się myślami, czy aby da sobie z nimi radę. Przecież to szewc!
Jej zachowanie tu i teraz jest najlepszym dowodem na zaufanie, jakim darzy specjalistów. Spokojna, w żywym kontakcie, bez oporu i uprzedzeń odpowiada na relację z psychologiem. Ze mną. To jej pierwsza wizyta w gabinecie psychologicznym. Nawiązuje ją nie z własnej inicjatywy, ale – skoro lekarz tak zalecił – z zaufaniem, co do celowości i bezpieczeństwa. Dzięki temu może uczestniczyć w spotkaniu z pełnym zrozumieniem. Kolejne pytania lub spostrzeżenia otwierają nowe obszary jej życiowych doświadczeń, które oświetla refleksją, wyciąga świeże wnioski. W naturalny sposób ujawnia najpierw to, co najbliżej powierzchni.
– Ja po prostu działam w odpowiedzi na to, co jest. Robię, co trzeba zrobić w aktualnych warunkach. Możliwe, że na tym polega akceptacja– zastanawia się Teresa. – I kiedy zachorowałam ponownie, mówiłam znajomym, rodzinie, że nie zamierzam się załamywać lub drążyć, dlaczego mnie to spotkało? Po prostu, choroby się zdarzają. Cóż, ludzie znają mnie właśnie taką, a jednocześnie byli zaniepokojeni moją postawą.
Nie zabrakło głosów zaskoczenia, rozpaczy i niedowierzania, że też akurat ona – taka silna, zaradna, odważna… Każdy mógł zachorować, tylko nie ona. Prosiła, by nie płakali, nie użalali się nad nią – nie potrzebowała tego, co ją osłabiało.
Z uśmiechem przywołuje za to kolegę z pracy. Ten, nawiązując do jej silnego, eleganckiego wizerunku, powtarzał z lubością „Rozgnieciesz chorobę obcasem”.
– Zgadzałam się z nim, ale prawdą jest, że ja nie jestem tylko taka żelazna – refleksja Teresy wydaje się odkryciem dla niej samej. A po nim ujawniają się nowe pokłady przeżyć i samowiedzy. Obraz staje się wielowymiarowy, coraz pełniejszy, przede wszystkim dla niej samej. Przy którejś z kolejnych wizyt stwierdza, że odniosła niesamowitą korzyść.
– Byłam przekonana, że nic nie powiem albo niewiele. Do obcej osoby? Nigdy. A tymczasem – bardzo dużo. I na dodatek prawdziwych rzeczy! O których jeszcze nikomu nie mówiłam!
Co to daje? Teresie dało ulgę, doświadczenie odwagi w szczerości, poszerzyło samoświadomość. Zaobserwowała pewne prawidłowości – psychiczne nawyki – które nie zawsze jej służyły. I zaczęła je zmieniać.
Jesteśmy narracyjnymi stworzeniami, potrzebujemy ubrać swoje przeżycia w opowieść, a potem wyświetlić na ekranie, obejrzeć z dystansu, spotkać się z bezpieczną reakcją, a przede wszystkim mówić bez obawy, jak opowieść zostanie przyjęta. Chcemy świeżego spojrzenia, niekiedy pomocy w nazwaniu i usystematyzowaniu.
Co bywa przeszkodą w skorzystaniu z wizyty u psychologa, nawet gdy wszystkie okoliczności temu sprzyjają, a stan psychiczny wskazuje, że należałoby? Słyszę niekiedy stwierdzenia, które zaliczam do tzw. Wielkich Hamulcowych. Oto jedno z nich: „Nie potrzebuję iść do psychologa, ponieważ mam rodzinę i przyjaciół”.
Warto sobie jednak przypomnieć że przyjaciołom, rodzinie nie wszystko powiemy:
– bo nie chcemy ich martwić
– bo martwimy się, że nam nie uwierzą, wystraszą się, zezłoszczą, porzucą
– bo trudno nam będzie znieść ich reakcję
– bo mają konkretne wyobrażenie na nasz temat, a to, co przeżywamy obecnie to czysta abstrakcja
– bo też mamy swoje wyobrażenia na ich temat
– bo mamy różne zaszłości, już byliśmy niewysłuchani lub obmówieni, ośmieszeni, nieprzyjęci
– bo mówią nam, jak nas podziwiają
– bo złoszczą się na nas
– bo mówią, jak się o nas boją
– bo boją się o siebie – że jak nam się coś stanie, co z nimi będzie?
– bo słyszymy od nich tonem ni to mobilizacji, ni to groźby: „tylko mi tego nie rób!”
– bo chcemy potwierdzać swoją tożsamość, ciągłość obrazu i historii – żeby było, jak po wizycie u dobrego fryzjera: całkiem inny człowiek, a wciąż ten sam.
Ta lista jest znacznie dłuższa. Niektóre z powyższych „bo” mogą budzić blokadę czy niezgodę, inne wydadzą się Tobie bardzo znajome. Tak już jest. Jest to, co jest. Rozważ, czy chcesz przekroczyć opór i wybrać to, co dobre.. Tak, jak – dość niespodziewanie dla samej siebie, a jednak skutecznie – Teresa. I inni.
Anna Kołodziejska,
psycholog
Dostęp do pomocy psychologicznej ma każdy pacjent Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii. Informacje potrzebne do kontaktu: tel. 91 42 51 534
https://onkologia.szczecin.pl/struktura-zco/opieka-psychologiczna/
Dziękuję, że poświęcasz swój czas na przeczytanie zamieszczonych treści. Wiesz na pewno, że teksty podlegają ochronie na podstawie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Jeśli chcesz skopiować ich całość lub fragmenty, by opublikować je gdzie indziej – proszę, zawsze podaj źródło.
Autorka